"Gorsza" kategoria, czyli o Oscarach za najlepszy scenariusz adaptowany
Niestety nie obejrzałam połowy filmów nominowanych, więc zamiast typów i spekulacji będą rozważania filozoficzne i zdjęcia przystojnych scenarzystów.
|
Rzadko zastanawiamy się jak wyglądają nominowani scenarzyści. Oto zatem Damien Chazelle - człowiek, który sam siebie adaptował. |
Graham Moore, człowiek ze słynnej "czarnej listy".
"Gra tajemnic" to jego pełnometrażowy debiut.
|
W podobnej sytuacji kilka lat temu był Neil Bloomkamp,
nominowany za „Dystrykt 9”, adaptacji swojej własnej krótkometrażówki „Alive in
Joburg”. Sprawa Chazelle’a jest jednak bardziej skomplikowana – to scenariusz
pełnometrażowy był pierwszy, został skrócony na potrzeby etiudy. Zresztą
reżyser sam nie pomyślał o skutkach tego, że jego krótki „Whiplash” trafi na
festiwale i zdobędzie tam nagrody, nie będzie można go więc traktować tylko
jako pokazowej sceny przeznaczonej wyłącznie dla producentów.
A to Anthony McCarten - autor "Teorii wszystkiego". |
Jason Hall, autor "Snajpera". |
A co z sytuacją, gdy scenariusz tak bardzo odbiega od
oryginału, że sam właściwie staje się oryginałem? Gdzie leży granica między adaptacją a
inspiracją? Tu Akademia, o dziwo, nie ma już tak sprecyzowanego zdania. Dowodzi
tego fakt, że w kategorii „scenariusz oryginalny” w 2006 roku pojawiła się
Syriana, luźno bo luźno, ale jednak oparta na wspomnieniach Roberta Baera,
byłego agenta CIA, za to „Bracie, gdzie jesteś” braci Coen zostało uznane za
adaptację „Odysei” Homera. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby stali za tym sami
bracia, uparcie nawiązujący do Homera i równocześnie powtarzający, że Homera
nigdy nie czytali. Regulamin kategorii zakłada też, że prawo do nominacji mają
adaptacje wierszy i piosenek. Kilka razy zdarzyło się też, że uznawano za
adaptowany scenariusz na podstawie konkretnego artykułu prasowego.
Paula Thomasa Andersona przedstawiać nie trzeba. |
Jak zatem głosujący na najlepszy scenariusz powinni
traktować „Whiplash”? Już sam podział na dwie osobne kategorie zakłada, że
adaptacje powinny być traktowane inaczej. Oceniamy bowiem nie tylko samą jakość
scenariusza (dialogi, bohaterów, strukturę, punkty zwrotne itp.), lecz także
sposób, w jaki podchodzi do dzieła adaptowanego. Czy scenarzysta twórczo
potraktował „niefilmową” biografię? Czy dokonał niemożliwego i przełożył na
język filmu powieść uchodzącą za niemożliwą do zekranizowania? Jak rozwinął
krótki film w pełen metraż? Jak „przyciął” sztukę teatralną? Oczywiście trochę
to niesprawiedliwe i zupełnie nie do ocenienia, ale kto powiedział, że Oscary
są sprawiedliwe?
A jeśli macie ochotę poczytać scenariusze nominowane do Oscarów i porównać je z tym, co widać na ekranie, to warto zajrzeć TU.
A jeśli macie ochotę poczytać scenariusze nominowane do Oscarów i porównać je z tym, co widać na ekranie, to warto zajrzeć TU.
Komentarze
Prześlij komentarz