Wielkopostny realizm magiczny - „Puste spojrzenie” i „Kocham Cię, Lilith”



Bardzo łatwo jest przywołać z pamięci setki tytułów książek i filmów obracające się wokół tematów bożonarodzeniowych. Z Wielkanocą i wielkim postem jest trudniej - mniej w tym święcie komercji, więcej metafizyki i trudnych tematów, również sam klimat tych świąt jest trudny do uchwycenia. Jeśli miałabym szukać jakiegoś gatunku literackiego, który jest idealny do jego opisania, byłby to realizm magiczny. 


"Puste spojrzenie" Jose Luisa Peixoto właściwie nie odwołuje się bezpośrednio do świąt Wielkiej Nocy, ale jest w klimacie tej powieści coś z Wielkiego Postu - z jednej strony ponurego czasu pokuty, z drugiej - oczekiwania na cud. Podczas czytania miałam dwa skojarzenia, pierwsze - peruwiański film "Madeinusa", osadzoną w czasie Triduum Paschalnego opowieść o zamkniętej społeczności, drugie - z książką "Kocham cię, Lilith" Radka Raka.

Następca noblisty?

Jose Saramago i długo, długo, bardzo długo nic – tak najkrócej można opisać znajomość literatury portugalskiej w Polsce. Nic dziwnego że w recenzjach „Pustego spojrzenia”, wydanego w Polsce w 2008 roku, młodego i utalentowanego pisarza porównywano właśnie głównie do słynnego noblisty. Owszem, Jose Luis Peixoto to prawie drugi Saramago – w końcu ma tak samo na imię i też jest Portugalczykiem. No dobrze, być może obaj poruszają się w obrębie tego samego gatunku – realizmu magicznego, ale zajmują jego dwa przeciwstawne bieguny – prozę Saramago wypadałoby raczej nazwać naturalizmem magicznym, Peixoto pisze w sposób bliższy klasykom gatunku z Marquezem na czele. Tam gdzie u noblisty znajdziemy brutalne opisy i diagnozy obejmujące całą ludzkość, Peixoto stawia na malowniczość, symbolikę i kameralność. Nie ma tu rozmachu, mamy zaledwie kilku bohaterów i przestrzeń ograniczającą się do małej wioski. No i przede wszystkim częściej spotykamy w tekście kropki - zdania u Peixoto nie zajmują trzech i więcej stron ;-)

Podobni, niepodobni

Jeśli już miałabym Peixoto do kogoś – oprócz Marqueza – porównywać, to najbliżej byłby właśnie Radek Rak, autor „Kocham cię, Lilith”, jednej z najlepszych polskich powieści, jakie przeczytałam w zeszłym roku. W obu przypadkach mamy do czynienia z bardzo młodymi autorami, onirycznym, wielkopostnym klimatem, obrzędom na pograniczu sacrum i bluźnierstwa, ludową religijnością, odwołaniami do Biblii (u Portugalczyka - choćby poprzez imiona bohaterów do proroków i patriarchów, u Polaka - do opowieści o stworzeniu świata i wielu innych) namiętnościami kipiącymi w mieszkańcach miniaturowych górskich miejscowości, będącymi zarazem centrum świata. Obaj autorzy, niemal debiutanci („Puste spojrzenie” było drugą powieścią Peixoto, Radek Rak debiutował świetnymi opowiadaniami w „Nowej Fantastyce”) posługują się językiem niesamowicie, a niektóre fragmenty powieści zapadają głęboko w duszę. Jeśli podobało Wam się „Kocham cię, Lilith” i poszukujecie czegoś w podobnym klimacie, „Puste spojrzenie” to strzał w dziesiątkę.



Realizm magiczny to gatunek trudny i łatwy zarazem. Łatwy, bo można lać wodę bez ograniczeń, prawa fizyki i czasoprzestrzeni są jeszcze mniej respektowane niż w fantasy, prawdopodobieństwo zdarzeń ustępuje maksymalnej oryginalności fabuły. Ale zarazem łatwo jest tu popaść w banał, a mówiąc dużo – nie powiedzieć nic, brnąc w wizyjność, klimat i zręczne bon-moty zapomnieć o fabule i bohaterach. „Puste spojrzenie” to naprawdę piękna, poetycka proza, świetnie przetłumaczona na polski przez Wojciecha Charchalisa. Duszny klimat małej, niby portugalskiej, a tak naprawdę osadzonej w nieokreślonym czasie i przestrzeni wiosce, Peixoto odmalował perfekcyjnie. W jego świecie, chociaż operującym biblijnymi symbolami i imionami, łatwiej znaleźć diabła niż Boga, a nad bohaterami ciąży fatum, skazujące ich na wieczne powtarzanie tych samych ról i błędów rodziców. Podczas gdy we wspomnianej wcześniej „Kocham cię, Lilith” bohaterowie oczekują na Wielkanoc, oczyszczenie, zmartwychwstanie, w „Pustym spojrzeniu” mamy trwający ciągle Wielki Post – czas pokuty, umartwień, wiecznego, niekończącego się cierpienia. Marzenie o cudzie pozostaje tylko marzeniem.

Czasem jednak miałam wrażenie, że jest gdzieś w opowieści Peixoto nutka fałszu, a coraz dziwniejsi bohaterowie i motywy (bliźniacy syjamscy zrośnięci palcem, kufer mówiący zagadkami) pojawiają się na zasadzie „żeby było jeszcze fajniej, jeszcze symboliczniej, jeszcze oryginalniej”. I tak zanurzałam się w pięknie tej prozy, po czym wynurzałam, zastanawiając się czy to jeszcze realizm magiczny, czy już kicz, zanurzałam znowu i tak przez całą lekturę. W przypadku „Kocham cię, Lilith” cały czas miałam jednak wrażenie, że autor rozmawia ze mną szczerze, że niczego nie udaje.


Niemniej, na moje odczucia i pewne podejrzenia co do intencji pierwszego autora mógł wpływać fakt, że podczas pobytu w Portugalii miałam okazję poznać go od znacznie innej strony. Dyskusja z nim związana nie dotarła nigdy do Polski, ale była niezwykle ciekawa – tym bardziej że u nas żaden poczytny pisarz nie wpadł na coś takiego. Ale o tym następnym razem J

Komentarze

Copyright © Bajkonurek