Marsz po Oscary, czyli "Zjawa" Alejandra Gonzáleza Iñárritu
Czcigodna Akademio!
Zwracam się do Czcigodnej Akademii z wielką prośbą i podejrzewam, że podpisze się pod nią znaczna część widzów filmu "Zjawa", który w piątek wszedł na ekrany polskich kin. Niechże Czcigodna Akademia da wreszcie panu Leonardo DiCaprio tego Oscara. Czy wy naprawdę nie widzicie, jak się chłopak męczy? W swoim najnowszym filmie dał się poszatkować niedźwiedziowi, został niemal pogrzebany żywcem, był duszony, topiony, gniło mu ciało, ścigali Indianie i poharatał Tom Hardy. Czy nie dość wam było zbliżeń na jego cierpiącą twarz, nie dość przekonujące były jego krzyki i jęki? Naprawdę, dajcie mu już tę statuetkę, bo strach pomyśleć, co zrobi w kolejnym filmie.
Jeszcze raz powtórzę. DiCaprio wzbija się w tym filmie na tak dziwny poziom aktorstwa, że już sami nie wiemy, czy gra, czy naprawdę dał się komuś pokroić. I to jest naprawdę niepokojące. |
Leonardo DiCaprio przed stosem nieotrzymanych Oscarów. |
Strasznie dużo w tym tekście zdjęć, ale przyznacie, że są piękne. |
Dlatego "Zjawa" nie jest tylko prostym filmem o zemście i przetrwaniu, ale też spojrzeniem z zewnątrz na tę Amerykę, o której niewiele wiemy, albo którą znamy z popkultury. No i oczywiście kolejnym krokiem Leonardo DiCaprio w stronę Oscara. Może trochę za dużo w tym filmie kalkulacji, efekciarstwa, przez co po początkowych emocjach coraz bardziej dystansowałam się od historii. Wydaje mi się jednak, że każda z Oscarowych nominacji - od tej za najlepszy film i reżyserię (zdecydowanie to jeden z tych filmów, w których widać rękę reżysera), poprzez tą oczywistą ;) aż do kostiumów i nawet montażu dźwięku jest w pełni uzasadniona.
Komentarze
Prześlij komentarz