Co (jeszcze) może pójść nie tak, czyli wydawnicze lęki przed Targami Książki

Chyba większości osób pracujących w wydawnictwach maj kojarzy się z targami książki. Czas nagle zaczyna się dzielić na bardzo króciutki, nerwowy okres "przed targami" i bezkresny horyzont "po targach", kiedy w końcu człowiek będzie miał dużo czasu i zdoła dokończyć wszystkie niedokończone sprawy (co zazwyczaj bywa złudną nadzieją). Redaktorzy w pocie czoła wysyłają do drukarni targowe nowości, drukarnie nie kładą się spać, działy handlowe dokonują cudów by rozplanować umieszczenie tysięcy książek na ograniczonej liczbie metrów kwadratowych powierzchni stoiska, działy promocji wiszą na telefonach, by zaprosić na stoisko autorów oraz przekonać grafików, że projekt plakatu z nowościami nie może być na po weekendzie. 


Trochę mi dziwnie, że po raz pierwszy od ośmiu lat na majowych targach książki pojawię się nie po tej stronie lady, co zawsze. Co oczywiście ma swoje plusy, przede wszystkim to pierwszy maj od dawna, gdzie nie budzę się z myślą "O JEZU NIE ZADZWONIŁAM DO AUTORA... A nie, zadzwoniłam" albo "CZY ABY NA PEWNO ZDĄŻYMY Z KATALOGIEM?". Ale wydawniczych lęków i targowych zmartwień jest znacznie więcej, a z dystansu znacznie pogodniej się o nich myśli. Jeśli zastanawiacie się, co spędza sen z oczu wystawcom na targach książki, poniżej krótka lista:

Lokalizacja

Zazwyczaj w momencie, gdy zaczynają się zapisy na targi, miejsca są już nieformalnie rozdane. Większość wydawnictw ma swoje ustalone lokalizacje, sprawdzone i zaklepane. Wyjątkiem był moment, gdy majowe warszawskie targi - po wykrwawiającej walce między Murator EXPO i Ars Poloną zakończonej zwycięstwem tego pierwszego - przeniosły się z Pałacu Kultury i Nauki na Stadion Narodowy. Wielka niewiadoma co do lokalizacji sprawiła, że niektóre wydawnictwa bardzo mocno "przestrzeliły" na przykład decydując się na stoisko przy zamkniętym wyjściu albo we wnęce, którą wszyscy omijali. Oczywiście przy wyborze lokalizacji pierwszeństwo mają te największe wydawnictwa - reszta zanim znajdzie bezpieczną przystań, bywa rzucana z miejsca na miejsce. Cóż, w końcu jesteśmy na stadionie!

Ukaże się? Nie ukaże się?

Mimo sprawnie działającej machiny wydawniczej w końcu przychodzi dzień, że coś się zatnie - a że przed targami drukarnie drukują wszystko dla wszystkich na jeden termin, coś zawsze się opóźni. Nie ma to jak ten dreszczyk emocji, gdy reklamy naszej głównej targowej nowości poszły już w eter, patroni medialni poinformowali czytelników i zapowiedzieli się na stoisku po egzemplarze, ruszyła przedsprzedaż... a drukarnia informuje że nasza powieść historyczna będzie nieco później, bo akurat trafił się stutysięczny nakład bestsellerowego poradnika o rąbaniu drewna, życiu w głuszy czy hodowli pszczół dla hipsterów. No i zaczyna się nerwówka, organizowanie przesyłek konduktorskich, rodziny z dużym samochodem czy pana Józka gołębiarza, by stado gołębi przewiozło część nakładu z drukarni na stoisko. O dziwo, zazwyczaj się udaje.

A jednak ktoś przyszedł, czyli spotkania autorskie

Spotkania autorskie... właściwie byłby to temat na osobny wpis. Zapraszanie autorów na targi to coś w rodzaju rosyjskiej ruletki - albo wypali, albo nie. Spotkania z autorami budzą w pracownikach działu promocji i obsłudze stoiska szereg niepokojów. Głównym jest oczywiście sytuacja, gdy mamy autora i książkę, za to nie mamy czytelników. Pamiętam gdy jeszcze na studiach odwiedzałam targi w Pałacu Kultury i Nauki i strasznie było mi żal tych siedzących przy stolikach mniej znanych autorów, tęsknie wpatrzonych w tłumy stojące do aktualnych celebrytów. Mogę ich nieco pocieszyć - przedstawiciele działu promocji są w takiej sytuacji zdenerwowani równie mocno.


W wydawniczej karierze sytuacja, gdy do autora nie podszedł nikt, zdarzyła mi się raz - cóż, akurat wtedy nie mieliśmy szans, bo nasze stoisko zostało na dwie godziny dosłownie odcięte przez kilkaset nastolatek stojących w kolejce po autograf autorki znanych powieści o wampirach siedzącej kilka stoisk dalej. Tłum nie pozwolił nie tylko żadnemu czytelnikowi zajrzeć na nasze stoisko, trudnością było również przeciśnięcie się ze stoiska do toalety... Szczęście w nieszczęściu - autor nie siedział akurat przy stoliku, gdy napierający tłum uderzył w ściankę stoiska, z której na miejsce autora spadły wszystkie (dość ciężkie) książki. Cóż, autor zapowiedział że z książek historycznych też przerzuci się na wampiry ;) 

Kiedyś z kolei zaprosiliśmy autora, który nazwisko miał dość znane, ego dość duże, a zbyt mała ilość czytelników mogłaby spowodować falę pretensji. Na wszelki wypadek na stoisko przyjechał jeden z wydawców, by zabawiać autora rozmową, dzięki której czas minie mu szybciej i nie zauważy pustki przy stoliku, której wszyscy w koszmarnych snach się spodziewali. Na szczęście obawy okazały się płonne - czytelników było sporo, pojawili się dziennikarze, kamery, co więcej autor na własne życzenie został godzinę dłużej niż planowano, pławiąc się w swej sławie. Wszystko było idealnie, dopóki uradowany wydawca, żegnając się z nim, nie zagaił z radością "NO! A JEDNAK KTOŚ PRZYSZEDŁ!". 

Inne potencjalne wpadki można by mnożyć - książek może np. zabraknąć na kilkanaście minut przed spotkaniem autorskim, bo nikt się nie spodziewał tłumów u sześćdziesięcioletniego debiutanta, autor może zgubić się w tłumie albo utknąć w korku (zazwyczaj to właśnie wtedy, jak na złość, do stoiska ustawia się kilometrowa kolejka), pod autorem może załamać się krzesło albo może zawalić się na niego sufit. Ogólnie rzecz biorąc, gdy ostatni autor znika ze stoiska, wszyscy oddychają z ulgą...

Akurat w przypadku autorów nie mam też co narzekać na nadmiar wrażeń - koledzy z wydawnictw stricte literackich wspominali ze zgrozą wizyty autorów znanych, obleganych przez fandom, o którym często nie mieli pojęcia. Wspomniana autorka książek o wampirach zdecydowanie przerosła możliwości wydawnictwa - biedni sprzedający trzymali się za ręce, chcąc odgrodzić ją od tłumu fanów. Niemniej są to doświadczenia, które po fakcie wspomina się z łezką w oku.


Ile książek? Jakie ceny?

To już główny dylemat działu handlowego. Które książki spakować? Ile egzemplarzy? Każde targi to niedocenione bestsellery, które rozchodzą się w ciągu jednego dnia i znowu trzeba dokonywać różnych ekwilibrystycznych sztuczek, żeby je dostarczyć.

Jeśli chodzi o ceny, to znowu temat rzeka. W każdym razie - zawsze będą za wysokie, chociaż każdego roku wydawnictwa prześcigają się w promocjach. Zawsze też pojawią się czytelnicy, którzy będą chcieli kupić więcej za mniej i liczą na jeszcze korzystniejsze upusty. Zresztą, o typach targowych czytelników pisałam już jakiś czas temu :)

Dziwne historie

Są też zdarzenia, które nie mieszczą się w żadnej z wyżej wymienionych kategorii, a przysparzają nieco nerwów przed Targami i w ich trakcie. Przykładowo, w zeszłym roku przed warszawskimi targami pracownicy wydawnictwa zaczęli dostawać tajemnicze maile dotyczące jednej z książek na dość kontrowersyjny temat. Listy nie brzmiały jak listy z pogróżkami, ale mimo to ich ilość i treść była niepokojąca. Zazwyczaj miały formę "proszę tylko nie zapomnieć zabrać na targi książki X", "jeśli książki X nie będzie na targach będzie mi bardzo przykro" albo "czy aby na pewno książka X będzie na targach? Pamiętajcie". Psychofan autora? Zawoalowane groźby? Niestety lub na szczęście historia nie ma żadnej puenty, chociaż pilnie śledziliśmy wszystkich kupujących ten tytuł dopatrując się w każdym autora maili.


Bywa też, że do stoiska podejdzie przedstawiciel dowolnych mediów, zadający mniej lub bardziej trudne pytania. Pamiętacie pracę w grupach w szkole podstawowej i delegowanie jednej osoby z nakazem "ty będziesz mówił"? Mniej więcej tak to wygląda na stoisku, chyba że akurat ma się pod ręką wydawcę lub autora ;) Najdziwniejszym pytaniem od dziennikarza, na które przyszło mi odpowiadać było "jakie kolory okładek najlepiej się sprzedają".


O dziwo, nigdy nie zdarzyła mi się na stoisku kradzież książek (wolę wierzyć, że to porządni ludzie odwiedzający targi a nie, że źle zliczałam egzemplarze...). Za to pewnego razu, jeszcze w Pałacu Kultury, zginęła nam... woda. Ktoś w nocy zerwał prowizoryczne "plomby" na naszym stoisku i zabrał sobie butelki ze zgrzewki. Książki zostawił nietknięte. Cóż, w Pałacu rzeczywiście bywało duszno a grubymi książkami słabo się wachluje.

Co zawsze mnie intrygowało (i przypominało o miejscu w szeregu) to spojrzenie osób odwiedzających targi, zupełnie omijające osoby stojące za stoiskiem, chyba że miały naprawdę rozpoznawalne twarze. Cóż, na Targach Książki liczą się tylko i wyłącznie książki. I chociaż to towar jak każdy inny - który trzeba przewieźć, rozpakować, sprzedać, policzyć, spakować... to jednak w atmosferze wisi coś, co pozwala wierzyć, że jednak książka to coś magicznego i jeśli czytelnictwo spadnie, to jednak świat się skończy i nastanie ciemność i Mordor. No cóż, czas poszukać solidnej torby i udać się do bankomatu... 

Komentarze

Copyright © Bajkonurek