Sny dzieci, lęki rodziców, czyli smutne kołysanki dla dorosłych


Co tu dużo mówić, mój blog nie należy do kategorii tych najbardziej poczytnych, mam nadzieję że z powodu promocyjnego lenistwa autorki, a nie nędznej jakości treści. Niemniej jest jeden wpis, który przyciąga od dłuższego czasu jakieś dziwne rzesze czytelników. Jest to mianowicie wpis o smutnych i traumatycznych kołysankach, które mimo swoich mało pogodnych tekstów uparcie są śpiewane dzieciom przez rzesze dorosłych. Pamiętajcie, jeśli chcecie zwiększyć zasięg swojego bloga, koniecznie wśród słów kluczowych ustawcie "smutne kołysanki"... W ogóle z tymi kołysankami jest coś nie tak, wiecie? Teoretycznie mają one usypiać, więc - może się nie znam - powinny być pogodne i radosne, żeby dzieci nie miały koszmarów. No dobrze, czasem i takie spotkamy. Ale rzadko. Zwłaszcza w muzyce popularnej, gdzie utwory stylizowane na kołysanki pojawiają się bardzo często. Mam wrażenie, że żeby kołysanka zrobiła furorę i stała się hitem, powinna mieć ponurą melodię, jeszcze bardziej ponury tekst, skupiający się na kwestiach przemijania, dorastania i odchodzenia oraz być śpiewana smutnym głosem, na dźwięk którego nawet twórcy "Batman vs Superman" uznaliby, że to przesada. A jako że tematu smutnych kołysanek w żaden sposób jednym wpisem nie wyczerpałam, oto jest. Kolejny kołysankowy wpis. Tym razem skupiłam się na kołysankach, które wikipedia nazywa "artystycznymi". Kołysankach, które niby kierowane do dzieci, w gruncie rzeczy mówią o lękach dorosłych. I kołysankach, które kierowane są właśnie do dorosłych. 1) "Tylko kołysanka" (sł. Przemysław Gintrowski)

Przemysław Gintrowski napisał tę piosenkę dla swoich dwóch małych córeczek, ale popularność zdobyła, promując film "Tato" z Bogusławm Lindą. Gdy już twórcy wycisnęli z widzów wszystkie łzy, wchodziły napisy z piosenką i... Jak już zasygnalizowałam na facebooku, widzę pewien logiczny związek między premierą filmu "Tato" w 1995 roku a nagłą popularnością subkultury "emo" kilkanaście lat później. Co innego mogłoby wyrosnąć z dzieci, którym rodzice, fani filmu, śpiewali do snu tę przerażająco-hiper-ultra-smutną piosenkę? Która porusza tematy wcale nie dziecięce, takie jak przemijanie i śmierć? Niemniej to nadal jedna z najpiękniejszych "dorosłych" kołysanek. Po prostu klasyk. 2) "Kołysanka dla okruszka" (sł. Agnieszka Osiecka, wyk. Seweryn Krajewski)
Za tą kołysanką ciągnie się wyjątkowo smutna legenda, głosząca że Seweryn Krajewski napisał ten utwór po śmierci syna. Nie jest to prawdą, co nie zmienia faktu, że - jeśli popatrzeć na komentarze pod filmami z piosenką - nijak nie przywodzi na myśl szczęśliwego dzieciństwa. Zresztą tak już chyba jest z tymi kołysankami, że niby są o dzieciach, ale tak naprawdę śpiewają je rodzice, którzy często są pełni lęku o to, co przyniesie życie ich małemu synkowi czy córeczce. "Ty śpij, a ja nie będę dzisiaj spał" - mam wrażenie, że całkiem spora grupa rodziców mogłaby się pod tym podpisać.
3) "Śpij, bajki śnij" (Marek Grechuta)

Ogólnie rzecz biorąc, zastanawiam się, co takiego jest w tych "artystycznych" kołysankach, że nawet taki pogodny tekst o domkach z miodem, domu z ogrodem i bajkach, w wersji śpiewanej wypada tak smutno, że zupełnie odechciewa się spać, a chce się raczej płakać. Czy tylko mnie przeszywa jakiś dziwny dreszcz niepokoju, kiedy słyszę tę piosenkę? I oczami wyobraźni widzę ojca nad kołyską dziecka w jakiejś wojennej albo postapokaliptycznej rzeczywistości? Ewentualnie nad szpitalnym łóżkiem?

4) "Synku" (sł. Katarzyna Węgrzyn, wyk. Grażynka Łobaczewska)
Trochę mniej znana kołysanka, co do której za każdym przesłuchaniem trudno mi się zdecydować, czy jest smutna, czy nie. Z jednej strony, podobnie jak u poprzedników, tekst skupia się na rodzicielskich lękach, ale ostatecznie wymowa jest dość optymistyczna - matka śpiewa tu o tym, co zyskuje dzięki posiadaniu dziecka, a nie o tym, co wkrótce utraci.

5) "Dookoła noc się stała" (sł. Agnieszka Osiecka)
Kołysanki nie są tylko dla dzieci. Równie dobrze można je zaśpiewać dorosłym. Kojarzy mi się ta "kołysanka" ze spektaklem "Morfina", w którym śpiewała ją żona Bułhakowa (w tej roli Anna Czartoryska) zmarłemu mężowi. Może dlatego wydaje mi się smutniejsza niż jest w rzeczywistości. Bo w gruncie rzeczy równie dobrze może być wyrazem miłości dla ukochanej osoby.
6) "Dobranoc, panowie" (sł. Agnieszka Osiecka, wyk. Maryla Rodowicz)



Na podsumowanie znowu "Morfina", tym razem piosenka rozpoczynająca spektakl (chyba ten wpis mógłby się nazywać "Smutne kołysanki Agnieszki Osieckiej) - i trochę kwintesencja tego, o czym właściwie są kołysanki. W tym magicznym momencie tuż przed snem nagle przestajemy udawać - dzieci, rodzice, żony, mężowie. Na wierzch wychodzi to, co chcielibyśmy ukryć, wszystkie nasze lęki, nasze wspomnienia, miesza się przeszłość z przyszłością. Możemy być sobą.

Inna sprawa, że przy kołysankach, podobnie jak przy kolędach, wykonanie może wiele zmienić - ten sam utwór w wykonaniu Maryli Rodowicz brzmi drapieżnie i zupełnie niekołysankowo, w wersji Anny Czartoryskiej jest niepokojący, smutny, nostalgiczny i pełen tęsknoty.

Sam fakt, że artyści tacy jak Osiecka, Krajewski, Gintrowski sięgają po gatunek taki jak kołysanka, jest intrygujący. Zresztą, niemal każdy artysta, zwłaszcza wykonujący poezję śpiewaną ma na swoim koncie przynajmniej jeden tego typu utwór. Na youtubie odnajdziemy kołysanki, które dla swoich dzieci wykonują Justyna Steczkowska, Kayah, Agnieszka Chylińska, ale i "Kołysankę dla nieznajomej" Perfectu. Może w kołysankach trochę łatwiej przychodzi mówienie o swoich lękach, obawach przed przyszłością, ale i o miłości? Bo ten, komu śpiewamy, za chwilę zaśnie i być może pomyśli, że to wszystko tylko mu się przyśniło?

Oczywiście to tylko parę małych kropelek w oceanie "artystycznych" kołysanek. A jakie są Wasze ulubione kołysanki dla dorosłych?

Komentarze

Copyright © Bajkonurek