Studencki thriller, czyli "Wtyczka" Duane'a Swierczynskiego


Sarie Holland jest wzorową studentką, a wręcz Wzorową Studentką: nie pije, nie pali, nie przepada za imprezami, większość czasu spędza w bibliotece, przygotowując się do zajęć, można powiedzieć - typowy kujon. Na domówce u znajomych z roku, tuż przed Świętem Dziękczynienia, nie bawi się więc najlepiej. Gdy starszy kolega, w którym trochę się podkochuje, prosi ją o przysługę i podwiezienie w jedno miejsce, nie waha się jakoś szczególnie długo. 

Tak zaczyna się zwariowana przygoda, zakończona romantycznym pocałunkiem w deszczu... Stop. Nic z tych rzeczy. 

Tak się bowiem składa, że autorem "Wtyczki" jest Duane Swierczynski, autor, w którego CV widnieją m.in. scenariusze do komiksów o Deadpoolu. Trudno się spodziewać, że ktoś taki napisze typową powieść dla nastolatek. Jeśli więc spodziewacie się romantycznych uniesień, komedii pomyłek, gdy dwie cheerleaderki zamienią się torebkami, romansu z przystojnym zawodnikiem drużyny futbolowej i zorientowania się na koniec, że prawdziwą miłością jest smutny nerd z ostatniej ławki, to możecie się lekko rozczarować. Zamiast tego będą narkotyki, strzelaniny, seryjny zabójca, mafijne porachunki i wędrówki ponurymi ulicami Filadelfii. Zachęceni? 

Oto nasz przystojniak okazuje się dilerem, a miejsce, z którego rzekomo chciał odebrać książkę - narkotykową metą. W dodatku metą obserwowaną przez policjanta ze specjalnej jednostki antynarkotykowej. Który przyuważa Sarie, gdy ta szuka miejsca do zaparkowania i łamie przepisy ruchu drogowego. Zatrzymuje ją więc i - szczęśliwym trafem - znajduje u niej kurtkę dilera, razem z odebraną z mety zawartością. Zamiast wsypać kolegę, Sarie udaje się go ostrzec i umożliwić ucieczkę, za to sama zostaje aresztowana i zmuszona do bycia policyjną informatorką...

No dobrze, przyznam szczerze, motywacja bohaterki jest najsłabszym punktem tej książki. Podczas lektury kilkukrotnie zadawałam sobie pytanie, dlaczego właściwie Sarie - zamiast po prostu wydać gościa, którego właściwie nie zna - brnie dalej w całą sprawę, ciągle ratując mu tyłek i ryzykując życie. Zrozumiałabym, gdyby była między nimi jakakolwiek więź, ale oni się przecież praktycznie w ogóle nie znają. Również uczucie, jakie Sarie żywi do D., co sama przyznaje, jest zaledwie zauroczeniem. Obawiam się, że ja w tej sytuacji nie miałabym żadnych skrupułów. No ale ja nie jestem zakochaną nastolatką.

Jeśli jednak przełkniemy jakoś te kwestie, to trzeba przyznać, że im dalej, tym lepiej. Sarie, początkowo przerażona i zastraszona, w pewnym momencie zaczyna działać. Próbując ratować kolegę, chce wystawić policjantowi innych dilerów, co pociągnie za sobą liczne konsekwencje, bo w narkotykowym światku Filadelfii nikt nie jest anonimowy. Nie będę zdradzać rozwoju wydarzeń, bo nagły zwrot akcji goni tu nagły zwrot akcji, a kolejnych pomysłów Sarie (zazwyczaj najbardziej niebezpiecznych z możliwych) nie sposób przewidzieć. Sama intryga, która początkowo wydaje się tylko i wyłącznie zabawą w kotka i myszkę z dilerem z akademika, też stopniowo staje się coraz bardziej piętrowa. A fakt, że Sarie dodatkowo musi radzić sobie z typowo studenckimi problemami typu kolokwium czy praca roczna, sprawia, że stawka, jakby nie było, rośnie jeszcze bardziej.

Tym, co z pewnością jest siłą tej książki, to wyjątkowo żywy, młodzieżowy język. Polski tłumacz, Rafał Lisowski (przetłumaczył m.in. słynną "Kolej podziemną"), z którym miałam okazję współpracować*, zrobił naprawdę niesamowitą robotę, przekładając na nasz język kilka rodzajów narracji użytych w książce. "Wtyczka" to prawdziwy wielogłos - pamiętnik Sarie pisany w drugiej osobie, adresowany do zmarłej matki, narracje trzecioosobowe z perspektywy policjanta - Bena Wildeya, ojca i brata Sarie, a także kilku innych osób. Mamy tam też raporty, SMSy, rozmowy na czatach i komunikatorach, notatki, prawdziwy miszmasz, który jednak połączony jest w spójną opowieść bez zbędnych cegiełek - każdy z rozdziałów popycha akcję do przodu i pogłębia bohaterów. Zwłaszcza fragmenty z pamiętnika Sarie czyta się świetnie - tłumacz oddał ironiczny, cięty język nastolatki, pełen neologizmów, skrótów, momentami chropowaty, momentami wulgarny, nie zawsze poprawny (co było z kolei wyzwaniem dla redaktora ;)) - zdecydowanie nie jest to powieść dla grzecznych dziewczynek, bo poza rozdziałami z perspektywy gangsterów, samej Sarie doprowadzonej do ostateczności też zdarza się barwnie rzucić mięsem. I chociaż w wieku Sarie byłam jeszcze większym kujonem niż ona (tyle że bez zatargów z narkotykowymi kartelami), to te wszystkie pikantno-soczyste frazy pełne świeżo wymyślonych przekleństw czytało mi się z prawdziwą przyjemnością. Zarazem nie ma tu idiotycznego podlizywania się czytelnikowi i używania zwrotów jednego sezonu w rodzaju "ale urwał". 

Bardzo ciekawa jest też w książce relacja Sarie z jej opiekunem - policjantem Benem Wildeyem z jednostki antynarkotykowej. Wildey to twardy filadelfijski glina o skomplikowanej przyszłości, bez reszty pochłonięty swoją misją, przez co długi czas nie zauważa, że złapał nie tego ptaszka co trzeba. Z jednej strony sprytny i planujący kilka kroków naprzód, z drugiej... nie zauważa, że studentka ciągle wodzi go za nos. Między nim i Sarie rodzi się najpierw relacja niemalże ojcowska (ojciec Sarie jest pochłonięty własnymi problemami po śmierci żony i dziewczyna praktycznie nie ma co na niego liczyć), a potem coś w rodzaju bardzo trudnej przyjaźni. 

Jest jeszcze jedna rzecz, dla której warto książkę przeczytać - to obraz Filadelfii, ukochanego miasta Swierczynskiego, które opisuje we wszystkich swoich książkach. Przemierzymy "Miasto Braterskiej Miłości" wzdłuż i wszerz, od ekskluzywnego klubu na szczycie wieżowca aż do magazynów, gdzie gangsterzy ćwiartują zwłoki konkurencji. Niemal wszystkie opisywane miejsca, chociaż czasami wydają się nieprawdopodobne (kino przerobione na księgarnię, gdzie spotykają się Sarie i Wildey) istnieją naprawdę - można sprawdzić na Google Maps.

"Wtyczka" to powieść dla dosyć nieokreślonej grupy docelowej - nastoletnia bohaterka zakłada nastoletnie problemy, więc spora część czytelników może się srodze zawieść, dostając thriller. Ale jeśli macie już dość schematycznych powieści dla nastolatków spod znaku Johna Greena albo kryminałów pisanych na jedno kopyto, to warto poeksperymentować z "Wtyczką". 

*Tak się składa, że redaktorem tej książki byłam ja we własnej osobie, więc wiecie... co złego to też ja. 

Komentarze

Copyright © Bajkonurek