Królewnę myszka zjadła, czyli upiorne kołysanki z dzieciństwa

Ilustracja pochodzi z hinduskiej reklamy materaców, ale pasuje :) Źródło.
Dzień Dziecka dobiega końca, a oczy same się zamykają... jutro znowu do pracy. Kiedyś było inaczej. Co prawda do szkoły wstawało się tak samo ciężko, ale w perspektywie były zawsze jakieś wakacje, ferie, święta... urlop to zdecydowanie nie to samo. Jedyny pożytek z wyrośnięcia z dzieciństwa w moim przypadku to brak problemów ze snem. Jako dziecko potrafiłam przetrzymać rodzinę na nogach przez całą noc, najpierw jako niemowlak drąc się wniebogłosy, potem w wieku przedszkolnym będąc dręczoną koszmarami. Jedynym ratunkiem były kołysanki śpiewane przez mamę i babcię. Teraz jednak, kiedy (zainspirowana filmem znalezionym na blogu Golden Eye) postanowiłam znaleźć ulubione piosenki na youtubie, zaczęłam się zastanawiać, czy to nie one właśnie były przyczyną tych koszmarów. Dokonałam bowiem przeglądu swoich ulubionych kołysanek i znalazłam tam naprawdę straszne rzeczy. Aczkolwiek bardzo proszę o potraktowanie tego wpisu z mocnym przymrużeniem oka ;-)

1) Był sobie król

Tekst autorstwa Janiny Porazińskiej, mimo swojej bajkowości, zawsze wydawał mi się jakiś taki... mroczny. Niby zaczyna się fajnie, był sobie król, był sobie paź, była królewna, wszyscy się kochają, domyślam się że król był ojcem, a paź chłopakiem królewny, a przynajmniej mam taką nadzieję. Pytanie, co z królową, matką królewny - być może zasugerowała mi to smutna melodia kołysanki, ale zawsze wydawało mi się, że zmarła przy porodzie. Nie zastanawiamy się też, jak król zareagował na niewątpliwy mezalians królewny z paziem, ponieważ zbliża się katastrofa i cała kochająca się rodzinka zostaje pożarta przez zwierzęta domowe. I chociaż kolejna zwrotka uspokaja, że wszyscy tak naprawdę byli tylko z cukru, piernika i marcepana, to jednak niepokój pozostaje - wszak skoro istoty z cukru mogą kochać, o czym informuje nas druga zwrotka, to zapewne również czuły ból podczas pożerania żywcem. Dobranoc.

2) Bajka iskierki


Janina Porazińska to prawdziwa mistrzyni creepy kołysanek. "Bajka iskierki" czyli "Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga" nie zawiera co prawda scen rodem z filmu gore, ale ponura, dzwoniąca w uszach melodia sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, o czym naprawdę jest ta piosenka i jakim demonicznym bytem jest iskierka, z którą rozmawia Wojtuś? To trochę opowieść o tragizmie ludzkiego losu - wszystkie historie ucinają się nagle, tak jak w każdej chwili może zostać ucięte ludzkie życie, a trochę o tym, że są na świecie rzeczy, których nigdy nie poznamy, tak jak ciekawski Wojtuś nigdy nie pozna dalszego ciągu bajek Iskierki. Zresztą to, co udaje mu się usłyszeć, też jest niepokojące: Była sobie raz królewna/Pokochała grajka/Król wyprawił im wesele/I skończona bajka - czyżby ten wers miał jakieś drugie dno, sugerujące, że małżeństwo (znowu mezalians, nieprawdaż) jest końcem pewnej bajki? I koniec - Wojtuś zostaje sam (gdzie rodzice Wojtusia?), oszukany, pozbawiony złudzeń.

3) Laleczka z saskiej porcelany


Tę kołysankę na szczęście usłyszałam nieco później niż w dzieciństwie, ale i tak obudziła we mnie wspomnienia z czytania "Baśni" Andersena, gdzie zawsze mocno przeżywałam historię o pasterce i kominiarczyku. Otóż mamy tu laleczkę z saskiej porcelany, która nie dość że nie miała taty ani mamy (co prawda piosenka uspokaja, że wcale za nimi nie tęskniła, ale to równie smutne - zwłaszcza że laleczka brak rodziców próbuje sobie podświadomie rekompensować przyjaźnią z wazą i lichtarzem), to jeszcze zakochuje się wyjątkowo nieszczęśliwie - jej porcelanowy ukochany ginie tragicznie, strącony przez wiatr rozbija się w drobny mak. A chociaż narrator opowiada o tym dość beznamiętnie, zawsze strasznie mi żal laleczki z twarzą bladą jak pergamin.

4) Matczyne ręce



To co prawda nie do końca kołysanka, ale jedna z ulubionych piosenek mojej Mamy, dzięki czemu słyszałam ją na dobranoc wyjątkowo często. Zawsze mnie przerażała zwłaszcza druga zwrotka, o rękach matki do krwi otartych, w ciągłych kłopotach i w ciągłej udręce - piosenka ta powodowała we mnie straszne wyrzuty sumienia.

5) Ach śpij, kochanie



A skoro mowa o wyrzutach sumienia, to dość skutecznie generuje je ta piosenka. Wszystkie dzieci nawet złe/pogrążone są we śnie/a ty jedna tylko nie, A gdy rano przyjdzie świt/ księżycowi będzie wstyd/że on zasnął a nie ty - jeśli to nie emocjonalny szantaż, to nie wiem co to jest. Kołysanka w oryginale nie miała wcale pełnić takiej traumatycznej funkcji - pochodzi z komedii "Paweł i Gaweł" z 1938 roku i dziecko, któremu była śpiewana przez Adolfa Dymszę i Eugeniusza Bodo zresztą, było już mocno wyrośnięte. Na plus wyjątkowa wśród przywoływanych piosenek wesoła i pozytywna melodia, która nie spowoduje stanów lękowych, o ile nie zrozumie się słów.

6) Dobranocka się skończyła


Na zakończenie kołysanka sympatyczna, pozytywna, ale z jakichś powodów też budząca we mnie niekreślony smutek i świadomość przemijania - przede wszystkim dlatego, że kiedy ją słyszałam, po dobranocce właśnie, oznaczało to koniec kolejnego dnia i konieczność pójścia spać. To chyba jedno z wyjaśnień, dlaczego większość kołysanek jest tak melancholijna. Czy mogło być coś gorszego niż noc, kiedy człowiek chciał się jeszcze pobawić? 

Niestety nie umiem znaleźć na youtubie nagrań z innych przerażających kołysanek, które mama lub babcia śpiewały mi w dzieciństwie i pamiętam z nich tylko urywki. Na pewno jedną z nich było "Ciemno szaro i ponuro" (piosenka jak sprawdziłam, nosi tytuł "Zamieć", ale już pierwszy wers może sugerować wiele, jeśli chodzi o jej klimat), była melodia, jak wyśledziłam, do wiersza Edwarda Słońskiego Śpij słodko Haniu śpij słodko/Niech omijają twój próg/Złe smutki lalek stłuczonych/Pajaców bez rąk i nóg. Pajaców. Bez rąk. I bez nóg. Miłych snów. Rodzina raczyła mnie też sporą ilością pieśni partyzanckich i patriotycznych, ale to zupełnie inna bajka. A jeszcze inną sprawą jest, że mimo iż nadal każda z tych kołysanek wywołuje we mnie ciarki, to... bardzo je lubię, bo kojarzą mi się z dzieciństwem. Które - wbrew wisielczemu nastrojowi tego wpisu - było naprawdę szczęśliwe. Mam jednak nadzieję, że jakiś kłaczek wpadnie mi do gardła, kiedy będę próbowała zaśpiewać którąś swojemu potencjalnemu dziecku. Również dlatego, że nie umiem śpiewać.

A jakie są Wasze ulubione kołysanki z dzieciństwa?

Komentarze

Copyright © Bajkonurek