Posły i poślica, czyli politycznie na szóstym piętrze


"Polityka", komedia wystawiana w teatrze 6. Piętro w reżyserii Eugeniusza Korina była pierwszym zetknięciem mojego zielonego umysłu z dramatami Włodzimierza Perzyńskiego, pisarza tak zapomnianego, że nawet na liście rozszerzonej lektur na Wydziale Polonistyki nie znalazło się żadne z jego dzieł, a nazwisko kojarzyło mi się tylko z nazwą przystanku w Warszawie. O samym pisarzu wiedziałam tyle, że tworzył w latach dwudziestych i był porównywany z Gabrielą Zapolską. Jednak jestem niemal pewna, że gdybym nie wiedziała tych dwóch istotnych rzeczy, zastanawiałabym się, czy przypadkiem nie oglądam sztuki współczesnej, genialnie parodiującej modną ostatnio stylistykę dwudziestolecia. Sztuka mimo całej swojej "międzywojenności" jest bowiem podejrzanie współczesna.



Pierwsza poślica w polskim sejmie - Małgorzata Socha. Źródło
O co w ogóle w sztuce chodzi: mamy piękną i pełną zapału Jadwigę Łazańską (Małgorzata Socha), która wdaje się w tradycyjną kocha-nie kocha relację (aż się prosi powiedzieć "love-hate relationship", ale jakoś głupio mówić tak o komedii sprzed stu lat) z niejakim Adolfem Burskim (Rafał Królikowski). Problem w tym, że w młodym polskim sejmie stoją po przeciwnych stronach barykady: ona jest posłanką lewicy, która wyrzuca z domu ojca-szlachcica szable i na ich miejsce wiesza na ścianie sierp i młot, z kolei on - posłem prawicy, szarmanckim tradycjonalistą i konserwatystą, szurającym nogami przy przywitaniu.

Mamy więc sztukę o miłości, która dodatkowo wzbogacona jest o wątek bardziej polityczny - oto niejaki Kiełbikowski (Bartłomiej Firlet), łapówkarz i oszust, wróg Burskiego dostaje się do kancelarii ministra za protekcją Jadwigi i zaczyna tam kręcić na boku własne interesy. A interesy w sejmie kręci się łatwo i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chętny do posmarowania. Tu bardzo boleśnie widać, że problemy, jakie w sferze politycznej dostrzegał Perzyński, przetrwały w wersji niezmienionej do naszych czasów.


Eugeniusz Korin miał do dyspozycji kilka dróg inscenizacji - mógł sztukę uwspółcześnić, Jadzi i Adolfowi włożyć do rąk smartfony, kazać im czytać "Wyborczą" i "Nasz Dziennik", słuchać Radia Maryja albo chodzić na Paradę Równości. Wybrał drogę wręcz przeciwną i dużo mniej obrazoburczą - "umiędzywojennił" sztukę tak, jak tylko się dało. "Polityka" to wcielenie wszystkich naszych fantazji na temat dwudziestolecia, w stylu "kiedyś to były piękne czasy" albo "i komu to przeszkadzało". Bohaterowie grają w konwencji nawet nie teatru, a filmu niemego, mamy nawet tapera czytającego napisy. Burski i Kiełbikowski wymawiają charakterystyczne dla epoki przedniojęzykowo-zębowe "ł", stosują młodo(czy raczej staro-) polską ortografię - przepraszam, ortografiję, a swoimi kostiumami i zachowaniem nawiązują do charakterystycznych aktorów międzywojnia. Chyba wolę tę drogę, chociaż od pewnego momentu miałam już wrażenie, ze Korin przesadził i w tym galimatiasie, parodii i teatrze marionetek biorącym w nawias to, co już zostało wzięte w nawias, gubi się to, co najważniejsze.

Sztuka jest bowiem - poza byciem komedią romantyczną - ważnym dokumentem tego, co działo się w polskich umysłach po odzyskaniu niepodległości. Wyobraźcie sobie - mamy wreszcie po 123 latach niewoli wolny kraj, połączony z trzech zaborów, co daje chaotyczną mozaikę ustrojów, praw, sądownictwa i poziomu życia społeczeństwa. Ten kraj trzeba unormować, dać mu bezpieczeństwo (sztuka pochodzi jeszcze sprzed wojny polsko-bolszewickiej), jednolite prawo, Do tego dochodzą kwestie, które szokowały ówczesne społeczeństwo, jak czynne prawo wyborcze dla kobiet (w Polsce otrzymałyśmy je wcześniej niż np. w USA czy Wielkiej Brytanii) - obecność Jadzi na mównicy zniesmacza niektórych posłów, a robiące karierę dawne służące dziwią tradycjonalistów. Poza tym niepewny los dawnej szlachty, która z niepokojem nasłuchiwała głosów dochodzących z sejmu, bo postulaty lewicy mogły oznaczać dla nich utratę majątku. Oczywiście "Polityka" to nie "Generał Barcz" i o wszystkim mówi na wesoło, jednak często ciekawsze (i często wcale nie śmieszne) jest to, co między wierszami. Warto też, śmiejąc się i wzdychając do pięknych czasów dwudziestolecia, pomyśleć sobie, co z tej młodej, raczkującej po Wielkiej Wojnie prawicy i lewicy wyrosło. Perzyński, umieszczając w sztuce cytaty z Marksa czy zupełnie niewinne żarciki pod adresem żydowskiego pochodzenia hrabiny Linowskiej nie miał pojęcia, że za kilka lat nie będą już śmieszyć a staną się narzędziem dwóch potężnych ideologii.



Tyle refleksji. Jeśli chodzi o grę aktorską, osiąga ona wszelkie poziomy parodii - aktorzy grają mniej więcej tak, jak współczesny widz wyobrażałby sobie kino nieme. Jadzia wydaje z siebie westchnienia i okrzyki, Burski udaje amanta, a Kiełbikowski artykułuje każdą głoskę tak, że profesor Miodek mógłby się zawstydzić. Brawa od widzów zbiera też w każdej scenie Hanna Śleszyńska, grająca służącą wybijającą się na niepodległość. Aktorzy i reżyser za wszelką cenę starają się wydobyć ze sztuki to, co śmieszne i to, co aktualne, tak że widz nie nudzi się ani przez moment. Mimo pewnych zastrzeżeń, o których napisałam już wyżej, trzeba zdecydowanie pochwalić perfekcję, z jaką zagrany jest spektakl - połączenie kina i teatru. Aktorzy schodzą z ekranu i wchodzą na niego z powrotem, rozmawiają z ekranem i z widzami, biorąc całość w jeszcze większy nawias. I chociaż zabieg nie jest niczym nowym na polskich scenach ("Deszczowa piosenka" w Romie też miała nieme filmy wpisane w fabułę), to na pewno sprawdza się jako przyciągacz uwagi dla osób nudzących się w teatrze.

Przesłanie sztuki, poza "kobieta może się zajmować polityką, ale jednak powinna znaleźć sobie męża" niesie jednak jeszcze jedną, może trochę mniej dostrzegalną naukę. Do wszystkich wyborców, zmęczonych polityką nalanych łapówkarzy (naprawdę ilość oślizgłych typów w spektaklu jest spora) Włodzimierz Perzyński zdaje się wysyłać iskierkę nadziei - już wkrótce oni odejdą w niebyt, a los Polski znajdzie się w rękach młodych. Oby potrafili, jak Jadzia i Adolf, wzbić się ponad polityczne podziały i nauczyć działać dla dobra kraju. Kto wie, może dla odmiany któremuś pokoleniu wreszcie się to uda...

Komentarze

Copyright © Bajkonurek