Piętnaście lat temu zdawałam maturę


Obraz gmccrea z Pixabay

Czytając "Fluffa" zdałam sobie sprawę, że własną maturę zdawałam dokładnie 15 lat temu. Przez ten czas system edukacji i sama matura zdążyła zmienić się wielokrotnie. Ale mam wrażenie, że są rzeczy, które nie zmieniły się w żadnym stopniu przez te piętnaście lat, jak na przykład obowiązkowy stres przed egzaminem, rady z poradników (kiedyś drukowanych, dzisiaj internetowych), by przed maturą "zrelaksować się, wyluzować i nie myśleć o egzaminie" (buehehehehe, dzięki) i pytania rodziny "jak tam? umiesz wszystko?". Przyznam szczerze, że z moich maturalnych wspomnień zostały mi głównie strzępki - może i lepiej, bo wspominając wystraszoną siebie w niedopasowanym żakieciku wypełnionym ściągami odczuwam gwałtowne uderzenia żenady.


***

Jako ostatni rocznik starego systemu edukacji zaliczyłam maturalny rollercoaster - najpierw nauczyciele dręczyli nas "czytaniem ze zrozumieniem" i uczyli, jak odpowiadać według klucza, a potem do władzy doszło SLD i okazało się, że jednak jestem ostatnim szczęśliwym rocznikiem, który będzie zdawał tzw. "starą maturę". Jako że czytanie ze zrozumieniem z niewiadomych względów znacznie zaniżało moje oceny z polskiego, odetchnęłam z ulgą. Podobnie jak na wieść, że nie muszę zdawać matury z matematyki.



***

"Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że twórców, którzy dają ludziom chwilę radości, powinno się cenić wyżej niż tych, którzy każą im płakać? Swój pogląd uzasadnij, odwołując się do wybranych tekstów literackich i dzieł filmowych." - taki temat wypracowania wybrałam na maturze z polskiego 15 lat temu. Wtedy gorąco uzasadniałam, dlaczego się z tym twierdzeniem zgadzam, dzisiaj pewnie nie byłabym już taka zdecydowana - najbardziej lubię takich twórców, na których dziełach śmieję się i płaczę na zmianę. Ciekawe, jak nauczyciele oceniliby dzisiaj powoływanie się na filmy Marvela ;)


***

Dzień przed maturą oglądałam "Młodych gniewnych", a mama pomagała mi robić ściągi. Dziękuję Mamo!


***

Chodziłam do katolickiej szkoły. Ogólnie jej katolickość nie była jakoś szczególnie inwazyjna, tj. nikt nie chodził w mundurkach, nie uczyli księża (ba - jedyny ksiądz uczący religii pojawiał się dość rzadko, bo był zajęty ważniejszymi sprawami). Msza przed lekcjami nie była obowiązkowa i mało kto w ogóle na nią chodził... Ale przed maturą stawili się wszyscy jak jeden mąż, łącznie z tymi programowo bojkotującymi ;)


***

W trakcie matury z polskiego koleżanka spytała mnie szeptem, o czym był "Mistrz i Małgorzata" i czy pasuje do któregoś z tematów. Hm.





***

Wszyscy radzili, że żeby błysnąć w wypracowaniu, trzeba używać jakichś cytatów. Pustka w głowie, więc zacytowałam jedyną złotą myśl, która jako tako kojarzyła mi się z tematem - cytat z Chamforta, który wychowawczyni wpisała mi do pamiętnika w czwartej klasie podstawówki. Nie miałam pojęcia, kto zacz ten Chamfort, ale cytat pasował. Jak się okazało później, dostałam szóstkę, więc cytowanie masona na maturze w katolickiej szkole jednak popłaca.


***

Pracowicie przygotowywanych ściąg użyłam raz, na maturze z geografii, w toalecie, zagłuszając ich szelest wodą z kibla. Byłam tak podekscytowana ściąganiem na maturze, że kiedy wróciłam do sali, zapomniałam już, co przeczytałam na ściądze. To było coś o wiecznej zmarzlinie. 


***

Za cholerę nie wiem, czemu jako drugi przedmiot na maturze wybrałam geografię, z której nie wiedziałam zupełnie nic. Być może miało to coś z miłością do serialu o Kolumbie i wielkich odkryć geograficznych. Do tego mój system nauki pozostawał wiele do życzenia, mianowicie - co jakiś czas w ciągu roku brałam do ręki książkę, czytałam kilka pierwszych rozdziałów i odkładałam, po czym wracałam do niej za jakiś czas, czytając... te same rozdziały. W efekcie do dziś jestem w stanie wyrecytować warstwy atmosfery, ale nie mam zielonego pojęcia, gdzie się w Polsce wydobywa węgiel brunatny.


***

Przed maturą z geografii śniły mi się warstwy atmosfery.


***

Na maturze ustnej wylosowałam pytanie o warstwy atmosfery. Jestem dzieckiem szczęścia.


***

No dobra, tak naprawdę piętnaście lat po maturze wcale nie pamiętam już, jak po kolei nazywały się warstwy atmosfery. 



***

Jedno z zadań na maturze ustnej z geografii polegało na pracy z atlasem. Atlas, który dostałam, pochodził z lat 80. i wciąż była w nim Czechosłowacja i ZSRR.


***

Sama matura nie stresowała tak bardzo, jak oczekiwanie na wyniki. O ile z polskiego byłam mistrzem lania wody, o tyle geografii nie byłam już taka całkiem pewna - sprawdzałam odpowiedzi w raczkującym jeszcze internecie jakieś trzynaście razy dziennie. Dostałam czwórkę i do tej pory nie wiem, jak mi się to udało. 


***

Mówi się, że matura to nic takiego, egzaminy na studiach to dopiero jazda. Yhy, jasne. Tylko że nikt ci nie wmawia przez 4 lata, że od twojego egzaminu na studiach zależy całe twoje życie, twoimi egzaminami na studiach nie interesuje się cała rodzina i nie dzwoni co chwila, żeby spytać, jak ci poszło, o twoich egzaminach nie prowadzą rozmów eksperci we wszystkich telewizjach śniadaniowych i stacjach informacyjnych. Dlatego absolutnie rozumiem tegorocznych maturzystów, ich stresy i wątpliwości - jedyne co mogę powiedzieć na pociechę, to że matura też się kończy. A to uczucie, gdy jest się Po Maturze, pozwala na zrekompensowanie wszystkich stresów. 

A jakie Wy macie maturalne wspomnienia? 

Komentarze

Copyright © Bajkonurek