Simba, niegrzeczne dzieci i banici z Sherwood, czyli 10 musicali, które chciałabym zobaczyć w Polsce


Wciąż świeżo po "Mamma mia" w Romie i w oczekiwaniu na "Rapsodię z demonem" w Rampie, odświeżam sobie ulubione musicale. Trzeba przyznać, że polskie teatry muzyczne rozwijają się coraz prężniej i warszawska "Roma" nie wydaje się już samotną wyspą na musicalowej mapie naszego kraju. Zaś co do naszych rodzimych - nie mogę się zwłaszcza doczekać wyprawy do Gdyni, gdzie właśnie na afisz wszedł "Zły" na podstawie powieści Tyrmanda, a w przygotowaniu jest - tak, tak - musical o Wiedźminie. Ale na wpis o książkach, na podstawie których warto zrobić musical przyjdzie jeszcze czas, dzisiaj natomiast postanowiłam spisać listę marzeń dotyczących zagranicznych musicali, których jeszcze nie było na polskich scenach. Tak na wypadek gdyby kiedyś na mojego bloga wszedł jakiś reżyser teatru muzycznego w poszukiwaniu inspiracji, na jakie zagraniczne musicale warto wykupić licencję.



10. Król Lew 

Właściwie na tym miejscu mógłby znaleźć się którykolwiek z musicali Disneya, bo tych nigdy dosyć. Na polskich scenach w różnych miastach pojawiły się już "Aladyn", "Tarzan" i "Piękna i bestia", ale katalog jest wciąż niewyczerpany, bo obok adaptacji filmów animowanych ("Mała syrenka", "Mulan") są przecież choćby przebojowi "Newsies". Wybrałam "Króla Lwa" bo to jednak "top of the tops" disneyowskich musicali, przemyślany, niesamowicie zrobiony, zaśpiewany, kolorowy, czerpiący z kultury afrykańskiej, teatru lalek, z piosenkami które znają wszyscy plus kilkoma nowymi hitami ("Shadowland"). Do tego jest pewne, że takich kostiumów, dekoracji, animacji i lalek jeszcze w polskich teatrach nie było. Ale nie obraziłabym się za żaden z pozostałych wymienionych.


9. Autant en emporte le vent 

... czyli musical na podstawie "Przeminęło z wiatrem" z librettem i muzyką Gerarda Presgurvica. Gerard Presgurvic w ogóle ma talent do przerabiania na musicale dzieł, które raczej z musicalami się nie kojarzą ("Rocky"), jest też jednym z twórców jednego z najsłynniejszych francuskich musicali, czyli "Romea i Julii". Ten musical to właściwie samograj, wystarczy obsadzić w roli Rhetta Butlera przystojnego, dobrze śpiewającego bruneta i zwiększyć obsadę obsługi widowni, by w trakcie spektaklu mogła sprawnie wynosić mdlejące fanki. No bo popatrzcie tylko, jak Vincent Niclo śpiewa utwór "Lache" (Tchórz). Serducha topnieją, a rozsądek, podpowiadający że śpiewający Rhett Butler to coś równie absurdalnego, jak śpiewający Wokulski, szybko ustępuje emocjom. Niestety z youtuba zniknęła gdzieś wersja z angielskimi napisami, ale mniej więcej można się domyślić, o czym śpiewają ;)



8. Rudolf: Afera Mayerling (muzyka: Frank Wildhorn, słowa: Jack Murphy, Nan Knighton, scenariusz: Jack Murphy, Phoebe Hwong)

No dobrze, jest to musical o wydarzeniach, o których w Polsce pojęcie mają raczej nieliczni. Konia z rzędem temu, kto opowie, o co właściwie chodziło w romansie arcyksięcia Austrii, Rudolfa i jego kochanki Marii Vetsery. Ale jakie tam mają niesamowite piosenki! No i na widowni zapewne zgodnie zasiedliby wszyscy fani Studia Accantus, które swego czasu wystawiało wersję koncertową musicalu, a piosenki pięknie przetłumaczyła Dorota Kozielska. Musical miał w ogóle dziwną historię, bo wersja niemieckojęzyczna, którą dzisiaj można wciąż obejrzeć na youtubie z polskimi napisami, powstała jako druga po angielskiej, która nigdy nie trafiła na scenę, ukazała się jedynie na płycie. A poniżej na zachętę - przecudownie zaśpiewana po polsku jedna z piosenek z musicalu.




 7. Robin des Bois 

"Robin Hood" to wręcz kwintesencja absurdalnego rozmachu, z jakim wystawiane są francuskie musicale. Olbrzymia scena, setki statystów, monumentalna muzyka, tancerze wykonujące akrobatyczne popisy zupełnie nie związane z akcją. Kilka teledysków promocyjnych, grubaśne płyty DVD ze spektaklem filmowanym kilkoma kamerami. A w bonusie takie elementy jak goła klata Matta Pokory i scena, w której Robin Hood strzela do tarczy, strzały tworzą schodki, po których wchodzą syn Robin Hooda i córka szeryfa z Nottingham (bo to oni są bohaterami spektaklu), a następnie tarcza zmienia się w... biegnącego konia. Wisienka na torcie w kolekcji koneserów kiczu. Tak naprawdę jednak nie trzeba monumentalnych dekoracji, bo przepis na ten musical jest jeden: bierzemy dwóch śpiewających przystojniaków, obsadzamy w rolach Robin Hooda i szeryfa z Nottingham (temu drugiemu smarujemy oczy dużą ilością eye-linera), dodajemy tancerzy-akrobatów ubranych tylko od pasa w dół i liczymy zyski.



6. We will rock you (libretto Ben Elton, muzyka Queen)

No dobra, nigdy nie obejrzałam zapisu tego musicalu w całości, jedynie fragmenty. No ale kurcze, musical z muzyką Queen? To jeszcze większy samograj niż "Mamma mia", bo nie każdy zna Abbę, a chyba każdy przynajmniej słyszał o Freddiem Mercurym. Musical nie jest jednak o Freddiem - to absurdalna historia osadzona w świecie przyszłości, rodem z Orwella. No i znalazło się w nim 30 piosenek Queen w oryginalnych aranżacjach - to chyba wystarczy by przyciągnąć tysiące widzów? Swoją drogą, jestem coraz bardziej ciekawa "Rapsodii z demonem" i tego, co z muzyką Queen zrobi Kuba Wocial.



5. Holy Musical B@man! (libretto/scenariusz: Matt Lang, Nick Lang, piosenki: Nick Gage, muzyka: Nick Gage, Scott Lamps)

Do tej pory było na poważnie, czas więc na jakąś parodię. Jeśli ktoś z Was interesuje się popkulturą, a nie zna jeszcze dokonań Team StarKid, niech natychmiast przestaje czytać ten wpis i biegnie nadrobić zaległości, zwłaszcza "The Very Potter Musical" oraz "Twisted". Ta amerykańska grupa teatralna czuje ikony popkultury jak nikt inny na świecie. Tylko oni mogli stworzyć trzy części przezabawnego musicalu o Harrym Potterze (był wystawiany w Polsce w wersji szkolnej, ale też zasługuje na wielką scenę). A "Holy Musical B@man!" to po prostu cacuszko dla miłośników komiksów, superbohaterów... ale i muzycznie spektakl naprawdę się broni, dzięki czemu ma szansę spodobać się nawet laikom. A prawdziwi koneserzy popkultury powinni doznać spazmów rozkoszy, bo ilość nawiązań zawartych w słowach piosenek można odmierzać łopatami. Ostrzeżenie: podczas oglądania można posikać się ze śmiechu.



4. Le Roi Soleil (libretto i teksty piosenek Kamel Ouali, Lionel Florence, Patrice Guirao, muzyka: François Castello, Dove Attia, Cyril Paulus)

"Król Słońce", musical opowiadający o życiu Ludwika XIV, to jeden z tych musicali, które znam niemal na pamięć i dzięki którym zaczęłam żałować, że w liceum nie uważałam na francuskim. Przy okazji dzięki niemu odkryłam ogromny świat francuskich musicali i przekonałam się, że nie kończy się na Dzwonniku z Notre Dame (do którego licencję niedawno kupił Teatr Muzyczny w Gdyni - dlatego też nie znalazł się na liście). Na całe szczęście Francuzi skrupulatnie przestrzegają zasady wydawania musicali na płytach DVD - Le Roi Soleil bez problemu można kupić na Allegro. Musical to prawdziwe pole do popisu dla kostiumografów - wszak dwór Króla Słońce skrzył się od złota i klejnotów. No i cała masa wpadających w ucho utworów, z "Ca marche" oraz "Contre Ceux D'En Haut" na czele.



3. Książę Egiptu

Dobra wiadomość dla fanów tego absolutnie genialnego filmu animowanego z 1998 roku - Broadway szykuje właśnie musicalową adaptację. Jestem pewna na sto procent, że spektakl miałby w Polsce ogromną widownię - film oglądał chyba każdy (w tym niektórzy po szesnaście razy, jak ja), kultura żydowska i tematyka biblijna od czasu "Skrzypka na dachu" i "Józefa i cudownego płaszczu snów" nieźle się sprzedają, a piosenki są tak niesamowite, że nawet jeśli kogoś nie interesuje historia Mojżesza i Ramzesa, będzie miał ciary podczas słuchania.



2. Matylda (libretto Dennis Kelly, muzyka i teksty piosenek Tim Minchin, na podstawie powieści Roalda Dahla)

Co prawda w naszym kraju Roald Dahl nie cieszy się takim uwielbieniem jak w Wielkiej Brytanii, ale jestem pewna, że musical zyskałby sobie ogromną publiczność, nie tylko wśród najmłodszych. Z kolei wielu spośród tych starszych czytało książkę Dahla lub oglądało film, a trauma wywołana scenami z "dusidłem" albo chłopcem jedzącym tort z pewnością przywiodłaby tłumy chcące zobaczyć je jeszcze raz, na żywo. No a poza tym musical obfituje we wpadające w ucho piosenki i niesamowite sceny taneczne. Wystarczy spojrzeć na składankę, którą ekipa musicalu wykonała podczas rozdania nagród Tony w 2013 roku.


1. Moulin Rouge


O dziwo, film Buza Luhrmanna nigdy nie doczekał się pełnej adaptacji scenicznej (chociaż według mało wiarygodnych źródeł podobno była jakaś niemiecka wersja koncertowa... ktoś coś wie?), a szkoda, bo to wielki potencjał na kolorową, rozbuchaną, tętniącą kankanem adaptację. Są w tej historii wielkie emocje, wielka miłość, tragiczna historia i przebojowe aranżacje znanych rockowych hitów (mam wrażenie, że dziś więcej osób zna wersję "Roxanne" z Moulin Rogue, śpiewaną przez Jacka Komana i Ewana McGregora niż oryginalne wykonanie Stinga). Po prostu potencjał na kolejny musical wszechczasów, z gatunku tych wystawianych na Broadwayu przez dziesiątki lat.



Dziesiątkę wybrałam z ciężkim sercem, bo o mały włos nie załapały się do niej takie musicale jak "Wicked", "Mozart l'Opera Rock", "The Book of Mormon", "Into the woods" i wiele, wiele innych. A jak wyglądałaby Wasza lista? Przy okazji będę wdzięczna za polecanki Waszych ulubionych musicali :)

Komentarze

Copyright © Bajkonurek