W końcu szczęśliwa, czyli "Bridget Jones 3"
Przed premierą najnowszej części "Bridget Jones" głośniej było o twarzy Renee Zellweger niż o fabule czy jakości filmu. Bardzo niesłusznie, bo najnowsza odsłona przygód jednej z najbardziej znanych Brytyjek to jeden z najsympatyczniejszych filmów, jakie udało mi się obejrzeć w tym roku. I kto wie, czy nie lepszy niż obie poprzednie części razem wzięte.
Film nie jest tym razem ekranizacją książki, jako że czytelniczki nie wybaczyli autorce tego, co zrobiła w najnowszej powieści. I chyba właśnie ta niewierność względem oryginału najbardziej wyszła filmowi na dobre. Książki o Bridget są dość szczególne - chaotyczne, fragmentaryczne, oddają zarówno styl pisania pamiętnika, jak i mętlik w głowie bohaterki. Świetnie się je czyta, ale już nieco gorzej ekranizuje. Dlatego z poprzednich filmów o Bridget pamiętam głównie poszczególne sceny, jakieś fragmenty, natomiast sama fabuła raczej nie powala.
W przypadku trzeciej części jest zupełnie inaczej. Scenariusz to moim zdaniem jedna z lepiej poprowadzonych komedii romantycznych ostatnich lat. Autentycznie zabawny, nienachalny, nie obrażający inteligencji widza. Sięgający zarówno po motywy rzadko w komediach romantycznych poruszane, jak i po sprawdzone sposoby na wyciskanie łez (zwłaszcza tych ze śmiechu).
Początkowe sceny dość dosadnie pokazują nam, że Bridget w końcu zmierza do pogodzenia z samą sobą. |
Zamiast tego złego i tego dobrego mamy tu prawdziwą klęskę urodzaju. |
Sztywny jakby kij połknął, a jednak omdlewam... |
Bardzo łatwo było zrobić z tego filmu kolejną komedię zahaczającą o kwestie starzenia się, przemijania, nostalgii za tym, co minęło. Jakiś czas temu na nasze ekrany wszedł chociażby sequel innego filmu sprzed lat dwunastu - "Mojego wielkiego greckiego wesela". Sequel, który oglądało mi się z trudem właśnie przez to, że wciąż miałam świeżo w pamięci bohaterów sprzed lat i mogłam obserwować, jak bardzo się zmienili i jak bardzo poszli nie w tę stronę, w którą chcieli. Tutaj Sharon Maguire niech będą dzięki, że z Bridget Jones zrobili coś zupełnie innego.
Komentarze
Prześlij komentarz