Kryminał po wiedeńsku, czyli "Freud" od Netfliksa


Jest taki typ kryminału, który sprzedaje się we wszystkich krajach i mimo tysiąca konfiguracji nigdy nie znudzi się odbiorcom: bierzemy prawdziwą historyczną postać i wikłamy ją w zagadkę kryminalną - jako ofiarę, świadka, detektywa lub policyjnego pomagiera. Koniec, możemy się rozejść. Jest też epoka ukochana przez autorów i miłośników kryminałów - przełom XIX i XX wieku, tak zwana belle epoque. To właśnie wtedy współczesna kryminalistyka stawiała pierwsze kroki, a śledczy i tropieni przez nich zabójcy trafiali na pierwsze strony gazet. To czas, kiedy "literatura była wielka, wiara w postęp - bezgraniczna, a zbrodnie popełniano i wykrywano ze smakiem tudzież elegancją" - pisał Boris Akunin, autor cyklu o Fandorinie.

Jako że równolegle z daktyloskopią, medycyną sądową i balistyką rodziła się również współczesna psychologia, to nietrudno się dziwić, że Zygmunt Freud jako bohater kryminału to po prostu samograj. Dodajmy jeszcze XIX-wieczny Wiedeń, mniej opatrzony niż Londyn czy Paryż, trochę (dużo) krwi i seksualnego napięcia i mamy serialowy strzał w dziesiątkę. Jeśli jednak włączyliście Netfliksa z myślą, że za chwilę obejrzycie opartą na faktach biografię ojca psychoanalizy, to lepiej przełączcie na inny serial. Za to jeśli lubicie tę mniej realistyczną stronę XIX wieku - okultyzm, wirujące stoliki, hipnozę i media, a do tego przepadacie za kryminałami retro i książkami ze słowem "kod" w tytule, to jest szansa, że "Freud" przypadnie wam do gustu.


Zygmunta Freuda poznajemy w pilocie serialu jako szanującego się początkującego psychiatrę, nie pozbawionego słabości - ot, choćby uzależnienie od popularnej wówczas kokainy oraz chęć szybkiego zrobienia kariery, choćby kosztem małego oszustwa i pójścia na skróty. Usiłując przekonać stetryczałych mentorów do swoich nowoczesnych metod, z hipnozą na czele, używa nie do końca uczciwych sposobów. Jego w miarę uporządkowane życie wywraca się jednak do góry nogami, gdy za namową przyjaciela bierze udział w seansie spirytystycznym na salonach węgierskich arystokratów i poznaje piękną Fleur Salome, pełniącą rolę medium. Równocześnie w mieście dochodzi do brutalnego morderstwa prostytutki, a tropem zabójcy rusza dwóch cesarskich policjantów - inspektor Alfred Kiss, weteran wojenny z traumą z przeszłości i zabawny fajtłapa Poschacher.  Zanim zdążą cokolwiek ustalić, w tajemniczych okolicznościach znika młoda uczestniczka wspomnianego seansu, a oba zdarzenia wydają się łączyć. Freud i Kiss będą musieli połączyć siły, żeby odkryć prawdę i dotrzeć do tego, kto pociąga za sznurki zbrodni.

Po pierwszych odcinkach można by więc sądzić, że będziemy mieli do czynienia z typowym kryminałem, może nawet proceduralem, w którym Freud będzie pełnił funkcję policyjnego konsultanta-profilera niczym w serialach typu "Mentalista". Oh sweet summer child, nic bardziej mylnego. Chociaż zbrodni w żadnym odcinku nie brakuje, to serial bardzo szybko dryfuje w zupełnie innych kierunkach. Zagadka rozwiązuje się dość szybko, kryminał zmienia się w szpiegowski thriller, a fabuła z tropienia Kuby Rozpruwacza przenosi się na bardziej metafizyczny poziom walki o duszę pięknej Fleur między Freudem a jej diabolicznymi opiekunami. Dolejmy do tego parę hektolitrów krwi i innych wydzielin, gołych facetów z głowami zwierząt latających po kanałach, szczyptę horroru i okultystyczno-erotyczne symbole, a otrzymamy mieszankę przedziwną.

No właśnie, wadą i zaletą przygód dzielnego doktora Freuda jest takie typowe dla kryminałów retro "przefajnowanie": czyli wrzucenie do jednego garnka wszystkiego, co tylko nam się z tym klimatem kojarzy. Psychoanaliza, terapia szokowa, histeria, wirujące stoliki, kokaina, pojedynki, faceci z bokobrodami, hipnoza, szpiedzy, nastroje narodowo-wyzwoleńcze, bezdomni w kanałach, salonowa nuda, kultura żydowska i antysemityzm. Co jednak ciekawe, i co odróżnia Freuda od typowego kryminalnego schematu jest fakt, że brakuje w nim... kryminalistyki właśnie. Brak jest takiej charakterystycznej dla kryminałów retro postaci miłującej się w daktyloskopii, balistyce czy osmologii (inna rzecz, że historycznie trochę na to za wcześnie) oraz wprowadzającej widza w świat XIX-wiecznych wynalazków. Kiss i Poschacher to raczej dwóch zabijaków, którzy najpierw walą komuś kulkę w łeb, a dopiero potem pytają, co widział. Rolę nowoczesnego detektywa i miłośnika postępu przyjmuje tu poniekąd sam Freud, tyle że zamiłowanie do badania śladów widocznych na miejscu zdarzenia zastępuje zaglądaniem do ludzkich dusz.

Z jednej strony odnajdziemy więc we "Freudzie" wszystko to, co znamy i lubimy w retro kryminałach, z drugiej - dzięki osadzeniu akcji w Wiedniu zyskujemy nową perspektywę dla znanych kryminalnych historii. Co prawda Austro-Węgry nie były imperium kolonialnym, ale podobnie jak w historiach osadzonych w Londynie czy Paryżu widzimy, jak w wielokulturowym tyglu walczą ze sobą pozornie żyjące w zgodzie narody, a ta mieszanka wybuchowa tylko czeka na zapłon - do pierwszej wojny światowej zostało ledwie dwadzieścia lat. Na tym tle doskonale brzmią teorie Freuda (co prawda traktowane bardzo instrumentalnie), o tłumieniu popędów, tabu, traumie, marzeniach sennych czy mechanizmach obronnych. Dodam tylko, bez spoilerów, że miłośnicy musicalu "Rudolf: Afera Mayerling" już nigdy nie spojrzą tak samo na tytułowego bohatera...



Główną wadą serialu był jednak dla mnie fakt, że w tej feerii pomysłów i w tych fontannach krwi trudno jest kibicować bohaterom. Twórcy tak starali się "ufajnić" historię, że postaci stały się marionetkami kierowanymi imperatywem scenarzysty - gdziekolwiek by nie poszły, zawsze przypadkiem znajdą się tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Wszystko jest tu jak z podręcznika - irytujący geniusz vs. straumatyzowany glina z rodziną na karku, obowiązkowy comic relief. Do tego balansowanie na granicy różnych gatunków (które osobiście lubię) wielu widzów może zdezorientować. Wadą może też być finał, który jest dość przewidywalny i zaskakująco krótki. Nie wykluczam jednak, że część widzów da się zahipnotyzować - jeśli nie przeraża was podróż w najczarniejsze rejony świadomości, "Freud" sprawdzi się jako rozrywka na wieczór.


Komentarze

Copyright © Bajkonurek