Ona, on, ten mhroczny, magia i wiele, wiele więcej, czyli "Cień i kość" Leigh Bardugo



Niby to wszystko już było: dziewczyna, magia, wybraniec, wojna, różnice klasowe, ładne sukienki i ten fascynujący mhroczny koleś ubrany na czarno. Trochę tu Igrzysk Śmierci, trochę Trudi Canavan, ale też trochę Ursuli Le Guin i feministycznej fantastyki. A jednak nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się wciągnęłam w powieść fantasy.

Moim ostatnim kontaktem z fantasy dla młodych dorosłych ostatniego dziesięciolecia była Sarah J. Maas i jej "Dwory". Które, chociaż w fantastycznym sztafażu, były jednak przede wszystkim romansem. Szukając czegoś nowego i ciekawego, sięgnęłam po powieści Leigh Bardugo - chwilę po tym, jak Netflix ogłosił, że kręci serial na podstawie jej "Trylogii Grisza". Powiem szczerze, że po początku spodziewałam się czegoś "dworopodobnego" - mamy bohaterkę sierotę, która trafia ze świata ubóstwa (pierwszy oryginalny trop - bohaterka, owszem, żyje w spartańskich warunkach i nie zna swoich rodziców, ale jako nastolatka została wcielona do armii) do świata blichtru i pięknych sukni, wiedziona przez mhrocznego, ach jakże mhrocznego i fascynującego gościa w czerni. Gość nazywa się, żeby było jeszcze bardziej mhrocznie - Zmhrocz, przepraszam, Zmrocz. Zmrocz mówi jej, że jest Wybranką, Przywoływaczką Światła i poprowadzi lud swojej krainy do zwycięstwa nad ciemnością, bla bla bla. Dodajmy jeszcze, że w poprzednim świecie został jej ukochany - żołnierz, myśliwy, utalentowany tropiciel - Mal i mamy standardowy trójkąt miłosny.

I tu zaczyna się zabawa, bo w tym klasycznym układzie Leigh Bardugo udało się uniknąć większości motywów, które irytują mnie w fantasy z kobiecą bohaterką. Przeczytałam takich dzieł sporo, pisząc pracę magisterską, trochę więc się tych irytacji na mojej liście nazbierało. Z tej perspektywy mogę stwierdzić, że chociaż "Cień i kość" żadnych drzwi nie wyważa i nie powala jakąś super oryginalnością, na tyle sprawnie żongluje znanymi i oryginalnymi motywami, że czyta się to naprawdę świetnie.

"Bohaterka, która nie jest jak inne dziewczyny"

Znamy to, prawda? Te bohaterki, które - gdy inne dziewczyny interesują się tylko facetami i pięknymi strojami - wolą uczyć się walczyć i machać mieczem. Tymczasem Alina Starkov, główna bohaterka książki, owszem, umie walczyć i machać mieczem, ale w świecie, w którym kobieta machająca mieczem jest zupełnie normalnym zjawiskiem. Podobnie jest z magią - bohaterka, owszem, jest typowym Wybrańcem, ale, trochę jak w Harrym Potterze, trafia do świata, gdzie wszyscy posługują się czarami znacznie sprawniej od niej. Nic nie przychodzi jej lekko, a gdy wreszcie zaczyna przychodzić - ma to swoje mroczne uzasadnienie. Przy tym bohaterka jest bardzo fajnie zniuansowana - z jednej strony czuje się outsiderką, z drugiej nie wzbrania się przed takimi bardziej typowymi atrybutami kobiecości. Jest w niej skryte pragnienie, żeby poczuć się jak księżniczka i sprawia jej przyjemność piękna suknia czy nowa fryzura.

Co istotne, w powieści pojawiają się również inne kobiety, które nie są jedynie dodatkiem do głównej bohaterki, ale mają swoje historie i zarysowane osobowości (Baghra, Genya). 

Kreacja świata

Ciekawie wypada również świat, w którym toczy się akcja. Nie jest to kolejna rzeczywistość zbudowana na celtyckich mitach (uwielbiam celtyckie mity, ale bardzo trudno jest napisać cokolwiek oryginalnego z elfami i wróżkami) czy konflikcie wampirów z wilkołakami. Zamiast tego świat Griszów kojarzył mi się z czytanymi w dzieciństwie masowo rosyjskimi baśniami - śnieg, magiczne jelenie, czarodziejskie artefakty, czarownicy w długich haftowanych szatach, zamarznięte morza, święci malowani na ikonach. Ten świat jest zarazem znajomy i w naturalny sposób "fantastyczny" (Fałda Cienia zamieszkana przez krwiożercze stwory brzmi jak coś, o czym już w fantastyce słyszeliśmy), jak i na tyle oryginalny, żebym przy czytaniu nieustannie czuła się czymś zaintrygowana. 

"Will they or won't they"

Nic mnie bardziej nie irytuje w powieściach kierowanych głównie do czytelniczek płci żeńskiej niż sztuczne tworzenie dram pod tytułem "bohaterowie mogliby rozwiązać swoje problemy jedną rozmową, ale nie mówią sobie ani słowa" albo "bohaterki nic nie łączy z jednym, ale drugi i tak jest zazdrosny i nie chce z nią być". Tymczasem tutaj - uwaga - bohaterowie rozmawiają ze sobą. Oczywiście, Zmrocz ma swoje tajemnice, które ukrywa przed Aliną, ale na poziomie emocjonalnym powieść nie wywołuje aż takiej irytacji jak "Dwory".

Dylematy i rozterki

Sama fabuła, której zdradzać nie będę, wbrew moim obawom nie opierała się wyłącznie na tym, czy bohaterka ulegnie czarowi Zmrocza, czy też ucieknie z przystojnym myśliwym. Może to trochę krzywdzące, bo w romansach nic złego nie ma, ale jednak książki, gdzie fantastyka służy jedynie uatrakcyjnieniu erotycznych potrzeb bohaterów (ach te erogenne skrzydła z "Dworów"), dość szybko wypadają mi z pamięci. Tymczasem tutaj dylematy bohaterki są nieoczywiste, argumenty moralne wszystkich - równie mocno uzasadnione i długo nie wiemy, po czyjej stronie jest racja. Do tego dodajmy kilka przewijających się w tle motywów, jak polowanie na magiczne stwory i bohaterka, która zyskuje status świętej - i robi się jeszcze ciekawiej.

Gdzie ci mężczyźni...

Co do postaci męskich, tu akurat mamy parę bardzo charakterystyczną dla nastoletniego fantasy. Z jednej strony mhroczny Zmrocz (nie wiem jak Was, ale mnie to tłumaczenie angielskiego Darkling wyjątkowo śmieszy), z drugiej - przystojny kobieciarz Mal, który wytropi każde zwierzę, nawet to magiczne. Cóż, tu akurat autorka z jednej strony wpisuje się w schematy (każda nastolatka znajdzie kogoś, do kogo może wzdychać), z drugiej - ich relacja z bohaterką nie opiera się jedynie na miłosno-erotycznej fascynacji, zwłaszcza wątek Mala miło mnie zaskoczył, bo spodziewałam się czegoś bardziej standardowego.

Przede wszystkim jednak, przyznam bez bicia, całość uważam po prostu za świetnie napisaną literaturę dla nastolatków płci dowolnej. Rosyjskojęzyczne wstawki i baśniowa otoczka pięknie budują klimat, wątek miłosny jest bardzo oszczędnie i inteligentnie poprowadzony i nie irytuje, za to pozostawia więcej wyobraźni czytelnika i jest bardzo fanfikogenny. Ciekawy świat, historia, która może zaskoczyć kilkoma twistami, interesująco nakreśleni bohaterowie i nieoczywiste konflikty - to wszystko sprawia, że uważam "Cień i kość" za jedną z lepszych książek z tego gatunku, jakie ostatnio wpadły mi w ręce. A to dopiero pierwszy tom pierwszej trylogii, więc wszystko wskazuje na to, że spędzę w świecie Leigh Bardugo jeszcze długie, długie godziny.


Komentarze

Copyright © Bajkonurek