Najntisy atakują, czyli moje najwcześniejsze wspomnienia telewizyjne


Prawie nie oglądam już tradycyjnej telewizji. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do Netfliksa i HBO, że przy oglądaniu "Teorii Wielkiego Podrywu" na Comedy Central dostaję gęsiej skórki na reklamach. Nawet typowo telewizyjne produkcje typu teleturnieje albo programy kulinarne wolę oglądać na streamingach czy w internecie. Nawet nie wiem, kiedy właściwie przeszłam od "szykuj obiad, zaraz Familiada" do oglądania tego co chcę, o tej porze, o której chcę i w takich ilościach, w jakich akurat mi potrzeba. Ciągle pamiętam jednak czasy, kiedy było inaczej - całkiem sporo moich najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa wiąże się z oglądanymi z zapartym tchem programami i bajkami w telewizji. A że moje dzieciństwo przypadło na lata 90., gdy nagle do telewizji wlał się "Zachód", w co drugim programie uczono angielskiego, w co trzecim serialu pokazywano "amerykański sen" (w przerwach między transmisjami z pielgrzymek papieża ;), to cóż... było ciekawie. Ostatnio, głównie wskutek przypadkowego zapisania się do "duchologicznej" grupy na Facebooku, zaczęłam zastanawiać się, jakie są moje naj-naj-najwcześniejsze wspomnienia związane z telewizją. A zatem, przenieśmy się w czasie do lat 1990-1992...

1. Muzzy in Gondoland

Jestem na tyle sta... ekhm, dorosła, że pamiętam jeszcze telewizję czarno-białą. Moment, gdy rodzice na początku lat 90. kupili kolorowy telewizor, pamiętam ze względu na to, że nie mogłam się doczekać, by zobaczyć, w jakich kolorach ubranka mają bohaterowie mojej ulubionej bajki, czyli "Muzzy". W zasadzie nie była to taka prawilna bajka, a raczej program edukacyjny, ale pal to sześć. Pamiętam, że był tam zielony kosmita, który zjadał zegarki, ogrodnik Bob zakochany w księżniczce Sylwii, a przede wszystkim diaboliczny Corvax, czyli taki pierwowzór Voldemorta, na jaki mogła sobie pozwolić edukacyjna kreskówka ucząca świeżo wyzwolone z PRL-u dzieciaki języka angielskiego.

Wbrew temu, co pisze Wikipedia, bajka była emitowana znacznie wcześniej niż w 1995, musiały to być lata 1991-1993, bo dopiero wybierałam się wtedy do szkoły podstawowej ;) Pamiętam też, że wymyślałam piosenki o głównych bohaterach. Jedna z nich kończyła się słowami "ale Corvax umarł i wesoło jest".


2. 5-10-15 i Teleranek

Okej, tutaj przyznam, że niewiele z tych programów pamiętam - na początku lat 90. wydawały mi się nieco zbyt "dorosłe" (ehehe). Jestem też dla odmiany za młoda, żeby pamiętać, gdy zamiast Teleranka generał Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Mimo to sobota i niedziela, obowiązkowo, zasiadałam przed telewizorem i oglądałam treści przeznaczone nie tylko dla mnie pięcioletniej. W pamięć zapadł mi przede wszystkim Pan Yapa i teleturniej "Czy wydra wygra". Czy kiedykolwiek wygrała? ;)


3. Polskie Zoo

Obecnie Marcin Wolski kojarzy mi się głównie jako scenarzysta filmu "Smoleńsk" i redaktor naczelny "Do Rzeczy", ale 30 lat temu stworzył program, dzięki któremu zyskałam rozeznanie w polskiej polityce początku lat 90. Wiedziałam, że Lech Wałęsa był lwem, Tadeusz Mazowiecki - żółwiem, Jan Olszewski - koalą, a Donald Tusk - kaczorem Donaldem. Całe szczęście, że nie przyszło mi do głowy, żeby prosić rodziców o maskotki. O ileż prostsze było życie, gdy Lecha i Jarosława Kaczyńskiego kojarzyłam tylko pod postaciami chomików. 

4. Dynastia

To, czym różni się aktualna telewizja od telewizji sprzed trzydziestu lat to fakt, że dzisiaj nie ma już programów, filmów czy seriali, które oglądaliby WSZYSCY. Serio, chyba nie było nikogo w mojej rodzinie i rodzinach znajomych zerówkowiczów, którzy nie oglądaliby przygód rodziny Carringtonów. Jako że byłam zdecydowanie za mała, żeby to oglądać, a mimo to twardo oglądałam (moi rodzice nieszczególnie zwracali uwagę na to, czy sześciolatka powinna oglądać seriale dla dorosłych), to w pamięć zapadły mi głównie pojedyncze sceny i to niekoniecznie te, z którymi "Dynastia" jest kojarzona. Pamiętam zwłaszcza motyw, jak mała córeczka Krystal była chora na serce, więc znalazła jakąś kobietę, która poświęciła swoją córeczkę, żeby uratować tamtą, a potem oszalała i zaczęła stalkować Carringtonów. Ale z tych kultowych wydarzeń wciąż mam w pamięci scenę, jak Fallon porwali kosmici :) 

5. Walt Disney przedstawia

Chociaż minęło trzydzieści lat, odkąd rodzice kupili telewizor, soboty do tej pory kojarzą mi się z charakterystycznym logo Disneya i czołówką "Kaczych opowieści". Z kolei niedzielne wieczory długo kojarzyły mi się z "Brygadą RR" i pełnym napięcia oczekiwaniem na kolejny odcinek. Potem oczywiście w ramach tych weekendowych pasm emitowanych była cała masa innych seriali, filmów, ale dla mnie te dwie animacje były absolutnie kluczowe w kontekście późniejszych wyborów literacko-filmowych. Słowem - bez szczypty kryminału i odrobiny tajemnicy nie podchodź.

6. Alf

Gdyby jacyś kosmici wylądowali w Polsce w latach 90., poczuliby się pewnie jak w domu - spora część seriali emitowanych aktualnie w telewizji dotyczyła kosmitów. Tu "Muzzy", tam "Z Archiwum X", ba, kosmici nawiedzili nawet "Dynastię". A do tego jeszcze, tuż przed dobranocką, w telewizji pojawiał się "Alf", serial o sympatycznym i wygadanym przybyszu z planety Melmac (pytanie, czemu po 30 latach nadal pamiętam, że Alf był z planety Melmac, a co miesiąc zapominam, że powinnam opłacić czynsz, uznaję za otwarte). Rzecz jasna jako dziecko niewiele żartów rozumiałam, poza tym że straszliwie bawiło mnie, że Alf zjada koty. A jednak nie wyrosłam na psychopatkę (chyba).

7. Ulica Sezamkowa

Teraz podśmiewamy się trochę z "misyjności" telewizji, zwłaszcza patrząc na to, co wyprawia nasza telewizja, ekhm, narodowa, ale na początku lat 90. programy edukacyjne zajmowały jakieś 90% ramówki. Dzięki "Muzzy'emu" i "Ulicy Sezamkowej" wszyscy moi rówieśnicy może i nie wiedzieli, gdzie leży Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, ale umieli policzyć po angielsku do dziesięciu, znali wszystkie kolory i zadręczali rodziców idiotycznymi piosenkami z literkami alfabetu. Jako dziecko, nie wyobrażałam sobie, żeby zaspać na "Ulicę Sezamkową", która była emitowana dość wcześnie, bo około ósmej rano. Pamiętam, że kiedyś jako sześciolatka wielce się obraziłam, bo nie zostałam obudzona. Faktu, że właśnie wtedy, w porannych godzinach, rodziła się moja młodsza siostra, nie uznałam za wystarczające wytłumaczenie... 

8. Stare reklamy

Lata 90. to czas, kiedy do polskiej telewizji, dotychczas zaludnianej głównie przez intelektualną rozrywkę pokroju "Wielkiej gry" i "Kabaretu starszych panów", wdarł się drapieżny kapitalizm. Jako dziecko uwielbiałam reklamy. Z szeroko otwartymi oczami chłonęłam zarówno te wściekle kolorowe z lalkami Barbie (moment, kiedy babcia kupiła mi, jeszcze w Peweksie, prawdziwą taką lalkę z firmy Mattel, pamiętam do dzisiaj), jak i te bardziej siermiężne, zazwyczaj polskiej produkcji. Reklamy z lat 90, swoją drogą, zaskakują dzisiaj po pierwsze dużą ilością golizny. Po drugie, jakimiś przedziwnymi historiami (patrz poniżej - straszny dom dziecka prowadzony przez zakonnice, do którego wjeżdża królik z chrupkami Flips). Po trzecie, zaiste gwiazdorską obsadą ;)

9. Koło fortuny

Na "Wielką Grę" byłam za mała, ale gdy około 1992 roku polska telewizja zaczęła emitować "Koło fortuny" znałam już wszystkie literki i odgadywałam hasła szybciej niż uczestnicy. Ale to nie o hasła chodziło. Po pierwsze, moim ideałem urody była wtedy asystentka prowadzącego - Magda Masny (ta słynna "Magda, pocałuj pana", wymyślałam o niej historie, które dzisiaj możnaby zapewne nazwać fanfikami). Po drugie, absolutnie fascynował mnie fakt, że w ramach wygranej można było dokonać "zakupów" w sklepie z gadżetami, artykułami AGD i innymi przedmiotami pożądania lat 90. Ach, gdybym była starsza...


10. Dobranocka

W pewnych kręgach zwana wieczorynką. Jedyny sposób na to, żeby ściągnąć dziecko z podwórka w wakacje. Obowiązkowa pozycja w ramówce każdej szanującej się sześciolatki, początkowo emitowana o 19.15, a następnie przeniesiona na 19.00 i trwająca dłużej. Najlepsze, rzecz jasna, leciały w niedzielę, bo to właśnie wtedy emitowane było pasmo Walta Disneya, ale i w tygodniu zdarzały się bajki, które potem, zamiast usypiać, spędzały mi sen z powiek. Smerfy, Muminki (ktoś pamięta jeszcze taką lalkową "Kometę nad Doliną Muminków", pierwszy film katastroficzny dla dzieci emitowany w prime timie?), a przede wszystkim moja absolutna idolka, czyli Pszczółka Maja. W ogóle zastanawiam się, jak współczesne dzieci radzą sobie bez dobranocki i wiedzą, kiedy iść spać. 

Powyższe wspomnienia są tymi najwcześniejszymi, bo gdybym miała objąć nimi całe lata 90., to wpis mógłby zająć kilkadziesiąt stron. W pewnym momencie też telewizja stała się czymś znacznie bardziej demonizowanym (ciągle siedzisz przed tym telewizorem, na dwór byś poszła), a oglądanie niektórych programów nie uchodziło w pewnych kręgach (bycie fanem "Disco Relaxu" oznaczało w mojej podstawówce zglanowanie, ale z nieoficjalnych informacji wiem, że i tak wszyscy oglądali). Ale im dłużej piszę, tym więcej tych najbardziej wczesnotelewizyjnych wspomnień pojawia się w mojej głowie (jak choćby cała "katolickość" lat 90. z "Ziarnem" i pielgrzymkami papieża, seanse "W starym kinie" z których totalnie nic nie rozumiałam, programy bioenergoterapeutyczne Kaszpirowskiego czy seriale "Cudowne lata", "Bonanza" i "Domek na prerii"). Oraz, obowiązkowo, obraz kontrolny ;) 

Jako że czytają mnie osoby w przeróżnym wieku, zapraszam do podzielenia się Waszymi własnymi historiami - jakie są Wasze najwcześniejsze wspomnienia telewizyjne?

Komentarze

Copyright © Bajkonurek